Kto jest wrogiem? O imigracji i klasie pracującej

Imigracja i praca

Pole walki

O rynku pracy słusznie myśli się często jako o polu walki, ale propracownicze siły polityczne powinny już dawno nauczyć się, że odpowiedź na pytanie o to, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, nie powinna być udzielana bez zastanowienia i wzięcia pod uwagę systemowej sytuacji.

Według danych GUS w Polsce ruszyła fala zwolnień. Więcej niż 150 firm zapowiedziało zwolnienie ponad 77 tysięcy pracowników. Problem dotyczy zarówno sektora prywatnego, jak i publicznego. Lęk o przyszłość jest dla polskich pracowników codziennością i potężną bronią w arsenale pracodawców. Dla nas powinien być wskazówką, że z naszym systemem gospodarczym jest coś głęboko nie tak.

Kilka dni temu w Tygodniku Solidarność Remigiusz Okraska odtrąbił, że „nie ma dobrej imigracji”. Jego teza jest prosta i bezkompromisowa: każda forma imigracji szkodzi rodzimym pracownikom. Jest to tylko pozornie propracowniczy argument, który należy najpierw potraktować poważnie, aby móc go należycie zdemaskować.

Argument nacjonalistyczny

Dlaczego Okraska uważa imigrację za pułapkę dla klasy pracowniczej? Jego zdaniem każda forma imigracji, bez względu na legalność czy pochodzenie kulturowe imigrantów, zwiększa konkurencję o kurczącą się pulę miejsc pracy i hamuje wzrost płac.

Okraska przywołuje konkretne dane: 1,07 miliona zagranicznych pracowników w Polsce, wzrost bezrobocia z 5% do 5,6% i ponad 800 tysięcy osób bez pracy. Koreluje te liczby, sugerując związek przyczynowo-skutkowy. Argumentuje, że imigranci chętniej akceptują niepewne warunki zatrudnienia (38% z nich pracuje na umowie-zleceniu), co pracodawcy wykorzystują do osłabiania siły przetargowej wszystkich pracowników. Krytykuje przy tym „oderwanych od rzeczywistości” lewicowców z mediów i środowisk akademickich, którzy popierają imigrację, bo sami nie konkurują z nowo przybyłymi o pracę.

Ten nacjonalistyczny pogląd stawia rodzimych pracowników przeciwko imigrantom w grze o sumie zerowej, w której zysk jednych musi oznaczać stratę drugich. Okraska trafnie identyfikuje symptom (lęk pracowników) ale stawia błędną diagnozę, obwiniając innych pracowników zamiast systemu, który nastawia ich przeciwko sobie.

Najstarsza sztuczka władzy: dziel i rządź

Nie od dziś wiemy, że klasy rządzące celowo podsycają podziały wśród rządzonych, aby utrzymać swoją władzę. Karol Marks, analizując sytuację w XIX-wiecznej Anglii, zdemaskował ten mechanizm w swoim liście do Sigfrida Meyera i Augusta Vogta. Opisał jak angielski proletariat został przekształcony w narzędzie w rękach arystokracji i kapitalistów poprzez pielęgnowanie uprzedzeń wobec irlandzkich pracowników.

Angielski pracownik postrzegał swojego irlandzkiego odpowiednika nie jako towarzysza w walce, ale jako konkurenta, który zaniża jego płace i standard życia. Ten antagonizm, jak pisał Marks, był „sekretem bezsilności angielskiej klasy robotniczej” i kluczem, dzięki któremu klasa kapitalistyczna utrzymywała swoją władzę. Słowa Marksa, napisane ponad 150 lat temu, brzmią dziś niepokojąco aktualnie:

„Zwykły angielski robotnik nienawidzi irlandzkiego robotnika jako konkurenta, który obniża jego standard życia. W stosunku do irlandzkiego robotnika uważa się za członka narodu panującego i w konsekwencji staje się narzędziem angielskich arystokratów i kapitalistów przeciwko Irlandii, wzmacniając w ten sposób ich panowanie nad samym sobą. Żywi on religijne, społeczne i narodowe uprzedzenia wobec irlandzkiego robotnika. Jego postawa wobec niego jest bardzo podobna do postawy „biednych białych” wobec wyzwolonych czarnych w dawnych stanach niewolniczych USA.

Ten antagonizm jest sztucznie podtrzymywany i nasilany przez prasę, ambonę, komiksy, krótko mówiąc, przez wszystkie środki, jakimi dysponują klasy rządzące. Ten antagonizm jest sekretem bezsilności angielskiej klasy robotniczej, pomimo jej organizacji. Jest to tajemnica, dzięki której klasa kapitalistyczna utrzymuje swoją władzę. I ta ostatnia jest tego w pełni świadoma.”

Współczesne narracje antyimigranckie są budowane według tej samej historycznej dynamiki. Podobnie jak angielska klasa rządząca używała „prasy, ambony, komiksów”, by obwiniać irlandzkiego pracownika za prekarność angielskiego, tak współczesne ruchy prawicowe, takie jak MAGA, czy żółte i faszyzujące związki zawodowe wykorzystują swoje ekosystemy medialne, by zrzucić winę na imigranta za utratę miejsc pracy i spadek poziomu życia, które w rzeczywistości są wynikiem automatyzacji, offshoringu i demontażu siły związków zawodowych.

Mit „naszych miejsc pracy”

W zglobalizowanym świecie, gdzie kapitał przemieszcza się swobodnie ponad granicami w poszukiwaniu zysku, pojęcia takie jak „amerykańskie miejsca pracy” czy „polskie miejsca pracy” stają się iluzją. Miejsca pracy nie posiadają narodowości. Są po prostu zlokalizowane w określonym miejscu na mapie globalnego rynku.

Ta strategia „dziel i rządź” jest dziś szczególnie potężna. W dobie globalizacji, offshoringu i automatyzacji, kapitał broni otwartych granic dla siebie, ale już nie dla siły roboczej, z którą konkuruje. Cynicznie wykorzystuje nastroje antyimigranckie do dzielenia klasy pracowniczej i tłumienia solidarności, nie martwiąc się o własne potrzeby kadrowe. Wzywanie do zamykania granic w tej sytuacji to realizacja strategii napisanej przez sam kapitał.

Co mówią badania ekonomiczne?

Ruch pracowniczy nie może być zaskoczony pojawianiem się nacjonalistycznych argumentów. Okraska nie jest badaczem migracji i nie wygląda, by zadał sobie trud analizy dorobku nauki w tym zakresie.

My też nie jesteśmy ekspertkami od migracji, ale czytamy książki! Profesor Zeke Hernandez z Wharton School od przeszło 20 lat bada wpływ migracji na wzrost i dobrobyt gospodarczy. Wyniki swojej pracy zebrał w wydanej w 2024 roku książce The Truth About Immigration: Why Successful Societies Welcome Newcomers.

Argumentacja Hernandeza obala tezę, że imigranci tylko zajmują miejsca pracy. Argument o sumie zerowej zostaje bezpośrednio podważony przez fundamentalne odkrycie: imigracja powiększa cały tort ekonomiczny, a nie tylko dzieli go na mniejsze kawałki. Dzieje się tak za sprawą kilku mechanizmów:

Prawdziwe zagrożenie dla Twojej pensji

Zajmijmy się bezpośrednio materialnymi obawami rodzimych pracowników dotyczącymi konkurencji płacowej. Trzeba przyznać, że napływ imigrantów może wywierać presję na obniżenie płac w niektórych sektorach. Jednak ten efekt jest minimalny w porównaniu z innymi, znacznie potężniejszymi czynnikami.

Jak dowodzą wyliczenia George’a J. Borjasa, ekonomisty, którego prace są często wykorzystywane do wspierania polityki nacjonalistycznej, negatywny wpływ imigracji na płace najniżej wykwalifikowanych rodzimych pracowników to zaledwie spadek o 1,7%. Zestawmy to z ogromnymi korzyściami płacowymi, jakie można osiągnąć dzięki uzwiązkowieniu: zorganizowani w związkach zawodowych pracownicy mogą zarabiać nawet o 50-60% więcej niż ich niezorganizowani koledzy.

Dla polskiego pracownika nie jest to więc wybór między niewielką stratą a jej brakiem. Jest to polityczna decyzja między biernym zaakceptowaniem potencjalnego spadku płac o 1,7% a aktywną walką o potencjalny wzrost o 50-60% poprzez zjednoczoną, zorganizowaną klasę, która obejmuje również imigrantów.

Prawdziwym zagrożeniem materialnym dla dobrobytu pracowników nie są imigranci, lecz słaba i podzielona klasa robotnicza. Polityka ograniczania imigracji jest w istocie szkodliwa dla wszystkich pracowników! Tworzy ona bowiem wrażliwą, pozbawioną ochrony prawnej i niezrzeszoną podklasę robotników, których można łatwo wyzyskiwać. Ta skrajna eksploatacja ostatecznie podkopuje siłę przetargową całej klasy robotniczej, ciągnąc w dół płace i warunki pracy dla wszystkich.

Co by się stało, gdyby deportować imigrantów?

Okraska nie mówi tego wprost, ale skoro nie ma dobrej migracji, wspomniany przez niego przeszło milion zagranicznych pracowników jest problemem. Jak miałby zostać rozwiązany? Logiczna konsekwencja jego argumentacji jest taka, że usunięcie imigrantów powinno pomóc rodzimym pracownikom. Badania Heke Hernandeza dowodzą czegoś dokładnie przeciwnego.

Hernandez wskazuje, że wiele przedsiębiorstw opiera swoje funkcjonowanie na mieszance pracowników. Jeśli pracownicy-imigranci zostaną deportowani, te zespoły się rozpadają, a rodzimi pracownicy również tracą pracę. Firma nie zatrudnia rodzimych pracowników na zwolnione stanowiska. Firmy po prostu przestają istnieć. Ponadto w wyniku masowych deportacji zagranicznych pracowników gospodarka straciłaby miliony konsumentów, co zmniejszyłoby popyt na towary i usługi, prowadząc do dalszych zwolnień. I wreszcie ceny podstawowych dóbr, takich jak żywność i mieszkania, gwałtownie by wzrosły z powodu niedoborów siły roboczej w rolnictwie i budownictwie.

Historyczny precedens potwierdza te obawy. Masowa deportacja meksykańskich robotników z USA w latach 30. XX wieku, w czasie Wielkiego Kryzysu, nie poprawiła sytuacji, lecz doprowadziła do utraty miejsc pracy i pogorszenia warunków ekonomicznych dla rodzimych Amerykanów. W kontekście trwających łapanek i wywózek uchodźców z USA prawdopodobnie będziemy mieli okazję zweryfikować tę tezę raz jeszcze.

Perspektywa klasowa. Problemem jest system

Chaos i niepewność nie są powodowane przez imigrantów, lecz przez zepsuty system służący kapitałowi. Należy przenieść uwagę z jednostek na system. Hernandez podkreśla, że obciążenie mieszkalnictwa, szkół i infrastruktury nie jest winą imigrantów, ale skutkiem zaniedbań i błędów w polityce rządowej.

Systemy imigracyjne są projektowane w oparciu o zasadę „blokowania” i bezpieczeństwa, a nie uporządkowanej integracji gospodarczej. To nieuchronnie prowadzi do chaosu, który politycy wykorzystują do podsycenia nastrojów antyimigranckich.

Powiedzmy to jasno: Okraska nie myli się co do tego, że kapitaliści wykorzystują „rezerwową armię pracy” do tłumienia płac. To fundamentalna prawda naszego systemu ekonomicznego. Jego fatalny błąd polega na identyfikacji członków tej armii, innych pracowników, jako wroga.

Nie oznacza to, że ramy analizy oferowanej przez Hernandeza – liberalne i probiznesowe – są cudownym wyjściem z tej sytuacji. Choć jego dane są użyteczne do obalania nacjonalistycznych mitów, jego uspokajająca narracja „win-win” ukrywa brutalną rzeczywistość wyzysku. Hernandez z entuzjazmem pisze o „komplementarności”, w ramach której rodzimi pracownicy awansują na stanowiska nadzorcze. Klasowa analiza demaskuje ten proces, ukazując jego prawdziwe oblicze: tworzenie drobnomieszczańskiej warstwy nadzorców, której zadaniem jest zarządzanie wyzyskiem bardziej niepewnej siły roboczej imigrantów, co dodatkowo rozbija solidarność klasową.

Należy zadać fundamentalne pytanie: kto w głównej mierze przechwytuje wartość ze wzrostu gospodarczego, który tworzą imigranci? Odpowiedź jest jednoznaczna: w przeważającej mierze są to właściciele kapitału. „Ożywienie”, o którym mówi Hernandez, to dla kapitalisty ożywienie rosnących zysków, wyciskanych ze zdyscyplinowanej, podzielonej, a przez to tańszej siły roboczej.

Prawdziwe stanowisko socjalistyczne to nie „rodzimi pracownicy na pierwszym miejscu”, ale „proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. Wróg to kapitalista, a nie drugi pracownik, niezależnie od jego miejsca urodzenia.

Podsumowanie – wspólna walka

Nacjonalistyczny protekcjonizm Okraski to ślepy zaułek, który jedynie wzmacnia pozycję klasy posiadającej. Liberalne dane Hernandeza dostarczają użytecznej amunicji w walce z ksenofobią, ale oferują niepełną analizę, ignorującą kwestię wyzysku. Tylko perspektywa klasowa ujawnia prawdziwą dynamikę tego zjawiska.

Dzielenie klasy pracującej według kryteriów narodowych to odwieczna strategia klasy panującej, mająca na celu utrzymanie władzy. Podsycanie antyimigranckich nastrojów i zaciśnianie kontroli granicznych nie jest rozwiązaniem problemów klasy robotniczej, lecz narzędziem w rękach kapitalistów, służącym do jej dzielenia i podbijania.

Siła klasy pracującej leży w jej międzynarodowej solidarności, a jej jedynym prawdziwym wrogiem jest klasa, która żyje z jej pracy. Jedyną skuteczną drogą naprzód jest solidarność klasowa, która przekracza granice narodowe, rasowe i religijne, jednocząc wszystkich wyzyskiwanych we wspólnej walce.

Zamiast pytać, czy jest zbyt wielu imigrantów na zbyt małą liczbę miejsc pracy, powinniśmy zadać inne pytanie: dlaczego garstka kapitalistów jest właścicielem wszystkich miejsc pracy? Zamiast pytać, jak kontrolować granice, czy nie powinniśmy zapytać, jak zjednoczyć się ponad nimi, by walczyć ze wspólnym wyzyskiwaczem?