Jedną z najbardziej frustrujących rzeczy w byciu socjalistą w Polsce jest to, że tak często ma się rację, że można się tym znudzić. Za kilka miesięcy minie pięć lat od pierwszego ujawnienia się Akcji Socjalistycznej w przestrzeni publicznej. Już w pierwszych wpisach na naszej stronie staraliśmy się przekonać Was, że „Coraz szybsze obracanie się w błędnym kole PO-PiS nie przyniesie prawdziwej zmiany – a ta staje się koniecznością w dobie kolejnych kryzysów serwowanych nam przez współczesny kapitalizm„.
Dziś, podobnie jak w 2020 jesteśmy na finiszu maratonu wyborczego, a sztafetowy PO-PiS kończy w tym roku 20 lat. Postsolidarnościowe elity w dwie dekady wypracowały reguły sporu, który nie zagraża żadnej z jego stron. Pozwala za to na swobodne rozgrywanie bieżących problemów i bolączek, a także obijanie chochołów konstruowanych przez ten, czy inny obóz duopolu w służbie odwracania uwagi od tego samego wyjałowienia polskiej polityki, o którym pisałyśmy 5 lat temu i przy zachowaniu wspólnoty tych politycznych priorytetów obu obozów: „tragiczny stan budżetówki, wysługiwanie się bankom i deweloperom, wiernopoddańcza postawa wobec Stanów Zjednoczonych, upadek NFZ, skandal reprywatyzacyjny w Warszawie, klasizm, zawłaszczenie mediów publicznych, wykorzystywanie kryzysów do uderzenia w świat pracy, tłamszenie związków zawodowych, promowanie zbrodniarzy w stylu „Ognia”, czy „Burego”, lekceważenie ustaleń naukowych dotyczących kryzysu klimatycznego, czy hodowanie faszyzmu”.
W ostatnich dniach premier Donald Tusk ogłosił deregulację jako najbliższy cel swojego rządu i zapowiedział konferencję, na której najpotężniejsi biznesmeni będą instruować rząd, jak lepiej deregulować. Zaprosił do współpracy oligarchę Brzoskę. Pomysł z entuzjazmem przyjął były premier z drugiej strony duopolu Mateusz Morawiecki. Marszałek Czarzasty z Nowej Lewicy poprosił grzecznie, żeby przy deregulowaniu uwzględniono zarówno interesy pracowników, jak i pracodawców, jak gdyby interesy te nie były systemowo sprzeczne. Trudno o lepszą ilustrację fasadowości polskiej demokracji.
Państwo, zamiast dbać o interes społeczny, ustawia się w roli lokaja wielkich korporacji, które za nic mają prawa pracownicze i dobrobyt społeczny. Deregulacja gospodarki nie jest oczywiście żadnym ulepszeniem systemu – to cyniczne odbieranie klasie pracującej ostatnich narzędzi obrony przed bezwzględnym wyzyskiem.
Deregulacja oznacza mniej praw dla pracowników, mniej zabezpieczeń socjalnych, mniej ochrony środowiska etc., a więcej przywilejów dla bogaczy, właścicieli firm. Instytucje świadczące społeczeństwu usługi publiczne zamieniają się w prywatne żerowiska dla kapitału. Postępujące zwijanie Poczty Polskiej i prywatyzacja jej usług to tego doskonały przykład. Kiedyś listonosz był dumnym symbolem stabilnej pracy i służby społecznej. Dziś poczta kurczy się, miejsca pracy znikają, a dostawy przejmują korporacje kurierskie, gdzie algorytm dyktuje pracownikom tempo wyzysku.
To nie przypadek. To konsekwencja braku demokracji. Demontaż usług publicznych prowadzi do wykluczenia społecznego. W transporcie systematyczne cięcia komunikacji publicznej doprowadziły do tego, że tysiące mniejszych miejscowości są wykluczone transportowo. Prywatyzacja, deregulacja, niszczenie usług publicznych – to spójna strategia przerzucania kosztów funkcjonowania społeczeństwa na barki zwykłych ludzi.
Deregulacja to ofensywa kapitału przeciwko pracującym, odbieranie klasie pracującej resztek władzy. Świadomie wpycha się ludzi w wyzysk, odbierając im narzędzia obrony, likwidując prawa pracownicze i obniżając standardy życia. A partie polityczne, niezależnie od ich barw, jak jeden mąż, z małym wyjątkiem, często zbyt przestraszonym własnego cienia, by nazwać klasy po imieniu, klęczą przed wielkim biznesem, licytując się, kto szybciej wdroży neoliberalne dogmaty.
Usługi publiczne są fundamentem funkcjonowania społeczeństwa. Szkoły, szpitale, transport publiczny, poczta, biblioteki, energetyka – to dobra wspólne i świadectwo korzyści, jakie niesie wyjęcie tych dziedzin życia z rynkowej logiki zysku. Historia uczy nas, że wszędzie tam, gdzie nastąpiła prywatyzacja podstawowych usług, efektem było pogorszenie ich jakości, wyższe koszty dla obywateli i dramatyczne ograniczenie dostępu dla najuboższych. W Wielkiej Brytanii prywatyzacja kolei doprowadziła do chaosu i nieustannych podwyżek cen biletów. W USA system opieki zdrowotnej jest polem doświadczalnym dla monstrualnej korporacyjnej chciwości, gdzie życie człowieka ma cenę wyznaczoną przez prywatne firmy ubezpieczeniowe. Czy takiej przyszłości chcemy dla Polski? Co jesteśmy gotowi zrobić, by uniknąć takiej przyszłości?
Publiczny transport zbiorowy nie powinien być niszczony pod naporem interesów lobby samochodowego! A jednak wykluczenie transportowe w Polsce stało się normą – miliony osób w mniejszych miastach i wsiach zostały odcięte od możliwości dojazdu transportem publicznym do pracy, szkół czy szpitali. Likwidacja linii kolejowych i autobusowych to celowe działanie zmierzające do przekształcenia społeczeństwa w niewolników prywatnych pojazdów i kredytów na samochody, co prowadzi do jeszcze większej zależności od koncernów paliwowych i banków. Tak samo niszczenie publicznej służby zdrowia sprawia, że coraz więcej osób zmuszonych jest do wykupywania drogich prywatnych ubezpieczeń, co staje się kolejnym źródłem zysków dla korporacji.
Polska raz za razem jest poligonem doświadczalnym dla neoliberalnych dogmatów. Dzieje się tak z powodów wskazywanych przez teoretyka polskiej transformacji Tadeusza Kowalika. Kowalik wskazywał, że podłożem oligarchicznej „demokracji” „jest nie tylko koncentracja bogactwa, wzrost ekonomicznej i politycznej siły bogaczy, lecz także pasywizacja ludzi wykluczonych i biernych. Do pasywizacji dużej części społeczeństwa przyczynia się oligarchizacja mediów, które tworzą negatywny obraz niemal wszystkich działań zbiorowych, a szczególnie organizacji pracowniczej samoobrony jako populistyczno-roszczeniowych. Przedstawia się je jako kłody leżące na drodze do efektywnego gospodarowania. Media upowszechniają pogląd, że biedni są sami sobie winni, bo nie biorą swoich indywidualnych spraw we własne ręce, że ingerencja państwa może tylko popsuć rynkowe mechanizmy gospodarowania. W ten sposób media stały się skutecznym narzędziem oligarchizacji demokracji”.
Bez silnej, skutecznej, niezależnej, masowej polityki pracowniczej za kolejne pięć lat będziemy doszczętnie znudzone pisać znów o obracaniu się w błędnym kole POPiS i jednocześnie przerażone opisywać kolejne objawy systemowego gnicia kapitalizmu.
Chcecie, żeby usługi publiczne były wzmacniane, a nie niszczone? Nie wystarczą same apele, mówienie, że się Wam nie podoba i marzenia o lepszym, lepiej zarządzanym państwie! Wzywamy do organizowania się, do walki o uspołecznienie kluczowych sektorów gospodarki i do odebrania władzy nad naszym życiem z rąk kapitału. Każda zamknięta poczta, każda zlikwidowana linia kolejowa, każdy sprywatyzowany szpital to krok w stronę społecznej katastrofy!
Mamy dość patrzenia jak niszczone są nasze miejsca pracy i usługi publiczne. Mamy dość lewicy bredzącej o „sojuszu robotniczo-burżuazyjnym”, gdy decyzje o przyszłości podejmują za zamkniętymi drzwiami bogacze. Mamy dość bogaczy kreujących się na dobrodziejów. Wzywamy do organizacji, do budowania solidarności pracowniczej, do walki o uspołecznienie gospodarki i pełną kontrolę klasy pracującej nad instytucjami publicznymi.
Nie dla prywatyzacji! Nie dla deregulacji! Nie dla ekonomicznej tyranii kapitału!