Sierpień ’80. Bez strachu, ale z rozwagą.

Dzisiaj mija 40 lat od podpisania porozumień sierpniowych, które zakończyły strajki pracowników i pracownic na całym wybrzeżu. Obóz władzy i liberalna opozycja lubią sprowadzać te wydarzenia do „obalania komuny” i przemilczają ich wymiar propracowniczy i prospołeczny. A przecież doniosłość porozumień polegała na tym, że przedstawiciele i przedstawicielki strajkujących rozmawiali z władzą nie jako pokorni poddani, ale na równych warunkach – jako obywatele i pracownicy świadomi, że walczą o dobro wspólne.

Dzisiaj często przedstawia się pracę jak prezent, który pracodawca lub szef-instytucja łaskawie daje wybranym i lubianym przez siebie pracownikom i pracownicom. Boimy się jej utraty i często bezkrytycznie akceptujemy, że o naszym losie decydują „ci na górze”. A przecież w ideałach sierpnia chodziło też o demokrację – właśnie na szczeblu zakładów pracy. Chodziło o to, żeby pracownicy i pracownice mogły wiedzieć, jakie są plany na przyszłość, i żeby wszyscy mogli wspólnie o nich decydować. Dzisiaj najczęściej to współdecydowanie ograniczone jest do fasadowych konsultacji, które nie mają realnego wpływu na decyzje władz.

Bo jeśli demokrację w miejscu pracy potraktujemy poważnie, to musi ona zakładać możliwość krytyki. Tylko w sytuacji, w której pracownicy mają poczucie bezpieczeństwa i wiedzą, że nie zostaną zwolnieni za krytyczne słowa, możemy mówić o prawdziwej demokracji. Jeśli boimy się wyrazić otwarcie nasze opinie, to jak możemy mówić o demokracji i współdecydowaniu?

Nie dajmy sobie wmówić, że to pracodawcy „dają nam pracę”. Pracę daje pracownik lub pracownica, a pracodawca powinien za nią dawać uczciwe wynagrodzenie i zapewnić warunki do jej wykonywania. To nie szefowie produkują, nie oni wykonują sprzedawane usługi, nie oni obsługują miliony ludzi w urzędach i nie oni tworzą ofertę instytucji kultury, oświaty, czy nauki. Każdy zakład pracy tworzą wszyscy pracownicy i pracownice.

Szczególnie instytucje kultury i oświaty to dzieło wielu osób, dla których często praca jest też pasją i za przeważnie niewysokie wynagrodzenia potrafią dawać z siebie znacznie więcej niż wymaga tego umowa. Niestety, ostatnie wydarzenia w Europejskim Centrum Solidarności, które opisuje w swoim artykule Rafał Woś, pokazują, że solidarność i demokracja to często tylko puste slogany, pod którymi kryje się zwalczanie związku zawodowego, pracownicy, którzy boją się zabierać głos, i dyrektor traktujący zarządzaną przez siebie instytucję jak swoją własność.