Precz z e-tyranią baronów cyfrowych!

Twitter zablokował Trumpa. Trump wrócił na Twittera. Facebook zablokował Trumpa…

Te wiadomości towarzyszyły para-puczowi w USA.

Niektórym ta decyzja się podobała, innym nie. Ale ważniejsze jest to, że nie mamy na te decyzje żadnego wpływu.

Temat dostępu do social mediów i roli jaką pełnią wraca co jakiś czas, zwykle, gdy dochodzi do drastycznych wydarzeń.

Co jakiś czas, reagując na oburzenie, serwisy socialmediowe wykonają piarowy gest – oznaczą tweety Trumpa jako fałszywe, usuną nawołujący do nienawiści fanpage czy drastyczny film.

A później wracają do zarabiania dolarów.

64% użytkowników Facebooka, którzy dołączają do ekstremistycznych grup, robi to, bo algorytmy Facebooka im te grupy zaproponowały.

Mechanizmy rekomendacyjne Youtube’a fanom ekstremistycznych treści zaproponują jeszcze więcej takich treści.

Wszystkie większe serwisy społecznościowe spotkały się już z krytyką za wspieranie ekstremizmu.

Lubisz mowę nienawiści i filmy z żółtymi napisami? Dadzą ci ich tyle, ile chcesz.

Nie, nie robią tego z sympatii dla tych ekstremizmów, tylko ze zwykłej chciwości.

Wszystkie większe serwisy społecznościowe spotkały się już z krytyką za uprawianie cenzury.

Jedni się cieszą, gdy Twitter czy Facebook w końcu usunął takie czy inne konto. Inni oburzają, że za późno lub jakim prawem.

Powtórzmy jednak najważniejsze: nikt nie ma wpływu na te decyzje.

Tymczasem social media stały się przestrzenią publiczną. To tam politycy komunikują się z wyborcami i mediami. To tam komunikują się lokalne i globalne społeczności.

Czas zacząć traktować je jak usługi publiczne.

Ścisła regulacja i społeczny nadzór nad sieciami społecznościowymi to pierwszy, niezbędny i konieczny do podjęcia krok. Już dziś.

Kolejnym powinna być dyskusja o tym jak w pełni te sieci uspołecznić. Wspólna przestrzeń, wspólne decyzje!