Psychiatria w ruinie

Ochrona zdrowia psychicznego to jeden z najbardziej zaniedbanych obszarów polskiej opieki zdrowotnej. Osoby cierpiące na zaburzenia w tym obszarze muszą borykać się ze społecznym odrzuceniem, niewielkim wsparciem ze strony państwa (ze względu na długi czas oczekiwania muszą leczyć się prywatnie) oraz niezrozumieniem ze strony personelu medycznego.

Kwestia pieniędzy

Maj miesiącem świadomości na temat zaburzenia osobowości typu borderline, dlatego warto to wykorzystać i napisać o tym z czym zmagają się osoby zaburzone psychicznie, nie tylko z diagnozą BPD. W całym boomie edukacyjnym mało ponosi się kwestię ekonomiczną, więc i z tej strony warto ugryźć temat. Tak naprawdę osoby z problemami psychicznymi muszą walczyć na wielu aspektach. NFZ jest niezbyt wydajne, wiele osób więc skazanych jest na prywatne leczenie. Szybka kalkulacja: wizyta prywatna u psychiatry waha się od 150 do nawet 300 zł, psychologiczna z kolei od 120 do 200-250 zł (a weźmy pod uwagę, że ciągłość terapii jest niezwykle istotna, wizyta zazwyczaj jest konieczna min. raz w tygodniu), natomiast pensja minimalna wynosi zaledwie 2600 brutto, czyli na rękę całe (!) 1876 złotych. Przyjmując, że znajdziemy specjalistę, który świadczy usługi po najniższej cenie, daje nam to 630 złotych, nie licząc nawet leków. Czyli odchodzi nam ok. 34% naszej wypłaty.  

No dobra, powiecie, ale jest przecież NFZ. Ano jest. Na terapię w stolicy czeka się mniej więcej od kwartału do nawet dwóch lat. Na stronie świat przychodni widzimy kilka opcji, ale średnio to od 80 do nawet 256 dni. W tym czasie osoba w kryzysie może zwyczajnie zrobić sobie krzywdę, bo termin jest zbyt odległy.

Leki 

Problemem jest też to, że pacjent nie może być kolejnym numerkiem w spisie ICD-10, a leczenie powinno być objawowe, nie stereotypowe. Tutaj napotykamy kolejną barierę w postaci refundacji leków na konkretne choroby. I tak pacjent z borderline nie będzie mieć refundowanych konkretnych leków, które mogą mu pomóc w procesie terapeutycznym, bo te z kolei są refundowane wyłącznie na konkretne choroby. I taką sytuację mamy w przypadku substancji, które ułatwiają zasypianie. Refundacja? Owszem. Dla osób z konkretną, inną diagnozą, dla osób z tym zaburzeniem osobowości już, niestety, nie. 

Stygma

Stygma jest wielka. Zarówno w przypadku wcześniej wspomnianego bordera, jak innych zaburzeń. Ze strony opieki medycznej, pracodawców, nauczycieli czy rodziny. Żyjemy w kapitalizmie, który robi z nas przedmiot, który ciągle musi być udoskonalany. Pracując na pełnych obrotach jesteśmy bardziej narażeni na kryzysy psychiczne, a brak stabilnego zatrudnienia sprawia, że po przebytym  kryzysie możemy nie mieć do czego wrócić. Chyba najbardziej jaskrawym przykładem stygmatyzacji osób z chorobami i zaburzeniami psychicznymi był jeden ze spotów akcji nie świruj ­– idź na wybory, w którym to jeden z aktorów wcielał się w postać osoby spętanej kaftanem bezpieczeństwa, z rozwalonymi włosami. Przekaz był jasny. Po całej akcji, która w teorii miała być profrekwencyjna, wypowiadali się specjaliści: lekarze, psycholodzy, którzy ją jednogłośnie potępili, wskazując, że przyczynia się ona do utrwalenia szkodliwego wzorca osób z diagnozą psychiatryczną.

Szpitale

Szpitale są często ostatnią drogą ratunku dla osób zaburzonych. W wyjątkowych przypadkach takie leczenie przysługuje osobie nieubezpieczonej. Do placówek przyjmowani są pacjenci często w stanie zagrożenia życia lub świeżo po próbie samobójczej, po uzyskaniu odpowiedniego leczenia w innej placówce medycznej ze strony personelu szpitalnego czy ratowników medycznych. Najbardziej skrajne wypadki są widoczne przy tzw. pasowaniu. Siadanie na pacjencie, duszenie go, niewybredne komentowanie wyglądu, wyzwiska. 

Jedna z pacjentek, Joasia, dodaje: “Sama również, niestety, nie raz byłam pacjentką szpitala psychiatrycznego, na różnych oddziałach, od młodzieżowego, poprzez zamknięty, zaburzeń odżywiania, zaburzeń afektywnych, w różnych szpitalach. Muszę przyznać że dużo zależy od ordynatora i sposobu prowadzenia oddziału. Bywały lepsze i gorsze pobyty, ale przy wszystkich miałam poczucie bycia traktowaną albo przedmiotowo, albo jako mniej wartościowa istota – głupsza, nieogarnięta. Przykry był brak empatii ze strony personelu. Często frustrował mnie brak informacji, przyczyn niektórych decyzji podjętych w moim leczeniu”.

Innym, z wymagających szybkiej reakcji problemów, jest uprzedmiotowienie pacjenta małoletniego. Nawet w przypadku zagrożenia życia rodzic  może odmówić hospitalizacji dziecka. Robienie z dziecka przedmiotu, własności rodzica, może zwyczajnie doprowadzić do tragedii.

Polska psychiatria ma dużo problemów, ale prywatyzacja ich nie rozwiąże. Natomiast może sprawić, że ludzie będą cierpieć w samotności i umierać, bo nie stać ich będzie na opiekę medyczną. Tylko dobrze dofinansowana publiczna opieka zdrowotna jest rozwiązaniem.