Rzeczpospolita deweloperska

Sąd w Administracyjny w Warszawie wydał orzeczenie, w świetle którego plany zagospodarowania przestrzennego w miastach są zaledwie sugestią, a nie aktem prawa lokalnego. Sugestią stały się między innymi wskaźnik intensywności zabudowy brutto oraz maksymalna wysokość budynków. Padła kolejna bariera w przerzucaniu na społeczeństwo kosztów generowania zysków dla deweloperów i banków.

Mieszkanie jest miejscem realizacji podstawowych potrzeb życiowych. Trudno sobie wyobrazić skuteczną realizację ideałów praw człowieka w społeczeństwie dotkniętym kryzysem mieszkaniowym. Żyjemy w kryzysie mieszkaniowym już tak długo, że pierwszeństwo prawa do wyzysku nad prawem do mieszkania wydaje się opinii publicznej oczywistością.

Każda część mieszkalnictwa oddana kapitalizmowi odzywa się kosztami społecznymi i ekologicznymi, oraz obniżeniem jakości życia. Z perspektywy zadania mieszkalnictwa, jakim jest realizacja potrzeby mieszkaniowej, rozsądną alternatywą dla zasilania kompleksu bankowo-deweloperskiego jest budownictwo komunalne w wysokim standardzie i możliwie daleko idąca regulacja rynku deweloperskiego.

Dostęp do wysokiej jakości, bezpiecznych i wygodnych mieszkań jest w interesie wszystkich. Zaspokojenie potrzeby mieszkaniowej jest jedną z największych trosk prawie wszystkich gospodarstw domowych. Raty kredytów i koszta wynajmu są jednym z głównych wydatków większości rodzin. Widmo długu sprawia, że odmawiamy sobie wypoczynku, oszczędzamy na zdrowiu, zaniedbujemy relacje. Potrzeby mieszkaniowe ogromnej części społeczeństwa są niewystarczająco zaspokojone, a prawie każda osoba musi się zadłużyć, aby podnieść swój standard mieszkaniowy.

Gdy państwo wycofuje się z polityki mieszkaniowej, w jego miejsce pojawia się rynek. Rynek nie spełnia swojego zadania, bo stoi na straży zysków banków i deweloperów, często powiązanych z władzami samorządowymi, pośredników na rynku nieruchomości, handlarzy roszczeniami reprywatyzacyjnymi etc. Jednocześnie koszta złej polityki mieszkaniowej są uspołeczniane w postaci złej jakości usług publicznych, degradacji przestrzeni publicznej, smogu i wreszcie drogich mieszkań. Około połowy społeczeństwa nie stać na kredyt hipoteczny, a jednocześnie ma zbyt wysokie dochody, by liczyć na pomoc w postaci mieszkania komunalnego. Nie są w stanie zaspokoić swoich potrzeb mieszkaniowych bez względu na to, jak bardzo są pracowici i zaradni. To ogromna część społeczeństwa, dla której ani polityka mieszkaniowa zorientowana na stymulowanie dostępu do kredytu, ani sam rynek mieszkaniowy nie mają nic do zaoferowania.

Gospodarstwa domowe ze zdolnością kredytową miały być w wizjach kolejnych rządów nową klasą średnią, a przez widmo raty są coraz bardziej narażone na nadużycia rynku pracy. Rządowe programy koncentrują się na ułatwieniu dostępu do kredytów mieszkaniowych. Państwo dobrze rozpoznaje potrzebę braku mieszkań, ale jako rozwiązanie proponuje dotowanie banków i deweloperów. W efekcie powstają osiedla zaprojektowane ze względu na widełki kosztowe rządowych programów wspierania dostępu do kredytu, zysk dewelopera i pierwotny koszt inwestycji. Jakość życia na osiedlach jest sprawą drugorzędną. Społeczne koszta złej jakości życia na przestrzeni dziesiątek lat są kwestią drugorzędną. Ceny mieszkań oscylują wokół maksimum tego, co gospodarstwo z dostępem do kredytu jest w stanie znieść, a zyski deweloperów oscylują na poziomie od 20% do 40%. Każda możliwa furtka prawna dla maksymalizacji przestrzeni użytkowo-mieszkalnej, wedle której mierzy się ceny mieszkań zostaje wykorzystana.

Problem kompleksu bankowo-mieszkaniowego nie jest problemem specyficznie polskim, kryzys ekonomiczny w 2008 wziął się wprost z braku pomysłu na gospodarkę mieszkaniową. Podobne do polskich problemy ma wiele społeczeństw. Również kryzys uchodźczy da się sformułować jako kryzys mieszkalniczy. W każdej swojej wersji globalny kryzys mieszkaniowy ma źródło w prywatnej własności mieszkań traktowanych jako źródło zysku dla osób, które w nich nie mieszkają.