Skończmy z rozłamami

Grafika z napisem „Mike Macnair Skończmy z rozłamami” pod którym są dwie trzymające się ręce oraz emblemat Akcji Socjalistycznej

Mike Macnair objaśnia, że jeśli lewica chce zbudować stanowiącą poważną siłę organizację polityczną, musi zezwolić na wewnętrzne spory, co z kolei wymagać będzie od niej odpowiedzialnego postępowania zarówno od większości, jak i mniejszości. Tłumaczyła Tosia Lewczyk.

CPGB (Communist Party of Great Britain) właśnie doświadczyła powolnego „rozłamu” w postaci trzech następujących po sobie rezygnacji towarzyszy, którzy zostali zwerbowani wcześniej do CPGB w Manchesterze. Zasadniczo podzielają oni pogląd, że projekt Anti-Capitalist Initiative rozpoczęty przez trzy odłamy organizacji Workers Power (samą Workers Power, Permanent Revolution i nowy i na razie bezimienny młodzieżowy odłam Workers Power) jest bardziej obiecujący niż projekt CPGB.

Towarzyszom z CPGB trudno było dokładnie określić, z jakiego powodu doszło do rozłamu. Ci, którzy odeszli, nie stworzyli żadnej zorganizowanej frakcji ani platformy i przed odejściem nie przedstawili żadnych pozytywnych propozycji dotyczących tego, co powinna zrobić CPGB, chociaż towarzysz Chris Strafford w ciągu ostatnich kilku lat przedstawił szereg negatywnych (niespójnych) krytyk haseł przedstawionych przez CPGB w kilku kampaniach wyborczych oraz krytyk strategicznego i taktycznego podejścia większości CPGB do Labour (Brytyjska Partia Pracy). Towarzysze, którzy nas opuścili, skarżyli się, że młodym i niedoświadczonym członkom trudno jest argumentować i przedstawiać propozycje przeciwko starszym i bardziej doświadczonym, będącym w większości. Wyjaśnia to, zdaniem rezygnujących, zarówno ich niepowodzenie w zaproponowaniu jasnej alternatywy, jak i samą decyzję o odejściu.

Co istotne, odchodzący towarzysze powiedzieli nieformalnie, że będą nadal bronić polityki zarysowanej w programie CPGB (Draft programme”) w swojej nowej organizacji. Akceptacja powyższego jako podstawy wspólnych działań jest wymogiem członkostwa w CPGB (wraz z płaceniem składek i aktywną działalnością w organizacji). To sprawia, że rozłam wydaje się na pierwszy rzut oka całkowicie niepolityczny.

Ten artykuł jest moją osobistą odpowiedzią na ten problem. Nie jest to uzgodniona odpowiedź CPGB (lub jej Tymczasowego Komitetu Centralnego). Dyskusję nad zasadnością działania w ACI uważam za drugorzędną, zdążyli się już do niej odnieść inni towarzysze.

Nie wierzę, że młodzi i niedoświadczeni towarzysze są niezdolni do spierania się ze starszymi lub bardziej doświadczonymi kolegami lub tworzenia i przedstawiania własnych propozycji. Jeśli są pewni swoich pomysłów, bardzo młodzi i niedoświadczeni ludzie mogą stanąć w opozycji przeciwko starym wyjadaczom, czy to w formie pisemnej, czy też ustnej. Sam dźwigam bagaż podobnych doświadczeń z International Marxist Group oraz International Socialist Group, do których kiedyś należałem. Nie mam tu na myśli mojego własnego zaangażowania w opozycyjne ugrupowania (w jakimkolwiek okresie po 1976 r.); Chodzi mi o wielu innych stosunkowo nowych towarzyszy, którzy wpadli na taką czy inną propozycję i bronili jej z mniejszym lub większym sukcesem.

Moim zdaniem rozłam dotyczy różnicy politycznej, i to fundamentalnej. Niejasność krytyki wobec CPGB przez towarzyszy i ich porażka w walce o alternatywną linię przed odejściem są w rzeczywistości wyrazem tej politycznej różnicy. Różnica ta dotyczy sedna problemów brytyjskiej skrajnej lewicy.

Jedność w różnorodności

Posiadanie kolektywnej organizacji politycznej – w przeciwieństwie do szeregu niedemokratycznych sekt i setek planktonowych organizacji (“niezależnych”) – jest możliwe tylko wtedy, gdy zapewniamy miejsce na otwartą niezgodę wewnątrz organizacji. Istnienie w niej otwartej niezgody politycznej zależy natomiast od dwóch czynników: po pierwsze, od tego, że większość (lub przywództwo) nie wyrzuca mniejszości lub indywidualnych dysydentów za wyrażanie niezgody, czy też na podstawie fałszywych zarzutów dyscyplinarnych tego czy innego rodzaju; a po drugie, równie ważne, od tego, że mniejszości nie odchodzą w poszukiwaniu innych okazji do działalności. To właśnie zrobili towarzysze, którzy niedawno zrezygnowali.

Obecność otwartej niezgody w ramach wspólnej organizacji nie jest naturalnie gwarancją, że nie dojdzie do rozłamów. Odwrotnie: to brak otwartej niezgody jest gwarancją, że do rozłamów dojdzie.

Towarzysze mogli opuścić CPGB z powodu niezrozumienia tej kwestii. Ale nawet jeśli, to nie dlatego, że CPGB nie porusza tej tematyki lub nie próbowała edukować nowych towarzyszy w tej sprawie. Wręcz przeciwnie, ciągle o tym wspominamy. Całkiem niedawno publicznie potępiliśmy zarówno frakcję Rees-German, jak i Chrisa Bambery’ego za faktyczne wystąpienie z Socialist Workers Party (pod wpływem poważnej prowokacji, w przeciwieństwie do towarzyszy, którzy zrezygnowali z CPGB). Nawet gdy potępiliśmy większość SWP za ich antydemokratyczne praktyki. Jeszcze mocniej potępiliśmy towarzyszy z Socialist Party in England and Wales, którzy odeszli z Unison przekonani bezpodstawnie, że Unite jest bardziej demokratycznym związkiem, lub w już nieco mniej bezpodstawnej wierze, jakoby biurokracja Unite miałaby ich nie prześladować (w rzeczywistości, Unite jest mniej demokratyczne już Unison, tak więc grupki trockistów, jak ta wyżej wymieniona, w żaden sposób nie zagrażają biurokracji w Unite). Nasza bardzo podobna krytyka Simona Hardy’ego i zwolenników jego idei za odejście z Workers Power mogła odegrać pewną rolę w decyzji towarzyszy o rezygnacji.

Dlaczego dla brytyjskiej skrajnej lewicy nie jest oczywiste, że aby mieć poważną organizację, będziemy musieli umożliwiać wewnętrzny sprzeciw, a to wymaga zarówno od większości, jak i mniejszości odpowiedzialnego postępowania? Jest to przecież oczywiste dla znacznej części kontynentalnej skrajnej lewicy.

Dzień świstaka

Myślę, że odpowiedzią jest uwikłanie brytyjskiej lewicy jako całości w samonapędzający się paradygmat „Dnia Świstaka”, który prowadzi nas (skrajną lewicę jako całość) do robienia w kółko tego samego z coraz gorszym skutkiem. Znajduje to odzwierciedlenie w obietnicach rozłamowych organizacji, dotyczących lepiej funkcjonującej demokracji oraz jedności. Obietnice te jednakże z jakiegoś powodu nigdy nie są realizowane. Paradygmat ten obejmuje trzy elementy, które wzajemnie się wzmacniają.

Pierwszym z nich jest praktyka, w której działalność partii oznacza głównie „aktywizm”, tj. bieganie od jednej inicjatywy agitacyjnej do drugiej. Efektem tego „agitacjonizmu” jest dewaluacja zarówno długoterminowej działalności na poziomie podstawowym, polegającej na budowaniu związków zawodowych, spółdzielni, inicjatyw edukacyjnych dla pracowników, jak i opracowywania teorii i edukacji partyjnej. Skutkuje to również centralnym dla naszych obaw przekonaniem, jakoby omawianie wewnętrznych sporów było stratą czasu, a nie „aktywizmem” (rozumianym jako „wychodzenie na zewnątrz”). Następstwem takiego rozumienia aktywizmu jest zarówno wyrzucanie osób członkowskich przez większość, jak i wychodzenie pewnych mniejszości. W obu przypadkach podyktowane jest to chęcią “wzięcia się za robotę” lub “zaprzestania marnowania czasu”

Drugim elementem jest ideologia tej praktyki, na którą składa się koncepcja „partii nowego typu” lub „partii rewolucyjnej” oraz Lukácsowska i do niej podobna krytyka „Marksizmu Drugiej Międzynarodówki” (która w rzeczywistości jest również krytyką bolszewizmu sprzed 1918 r., w tym intensywnej aktywności wyborczej bolszewików w 1917 r.). Ideologia ta może przybierać zarówno mniej lub bardziej wyraźne, jak i mniej lub bardziej sekciarskie formy. Jednym z przykładów jest “Lenin” Cliffa [6]. Innym jest “Lenin and the vanguard party” Josepha Seymoura ze Spartacist League of Britain. Seymour, co zadzwiające u twardogłowego trockisty, inspiruje się zarzutami, które w latach 20. ubiegłego stulecia Stalin stawiał Trockiemu.

Trzecim elementem jest koncepcja rewolucji tkwiąca u podstaw zarówno praktyki, jak i ideologii. Według niej, różnica między tzw. “polityką rewolucyjną” a “reformizmem” zasadza się na rozróżnieniu między tą rewolucyjną, utożsamioną ze strajkami i demonstracjami ulicznymi, przeradzającymi się ostatecznie w walki na barykadach i starcia z policją (Cliffowskie “umiarkowane żądania i akcja bezpośrednia”), a “pasywną propagandą”, tj. określanymi jako “reformistyczne” działaniami parlamentarnymi. Zgodnie z tą koncepcją, dopóki obrana jest ścieżka „akcji masowej”, dopóty nasza strona spotka się z oporem władzy państwa, a tym samym będzie się radykalizować automatycznie aż będzie w stanie przedstawić własną alternatywną władzę.

Ta koncepcja rewolucji jest w istocie lewicowo-ekonomistyczna lub „luksemburgistowska” w złym sensie. Oznacza to,że zachowuje ciągłość z ideami semi-syndykalistycznego lewego skrzydła Drugiej Międzynarodówki przed 1914 r. oraz lewego skrzydła „ekonomistycznych” przeciwników Iskry w latach 1900-1902, a także z ideami Trockiego w “Naszych politycznych zadaniach” (których później się wyparł) w 1904 r., choć nie jest to powiedziane wprost.

W ramach tego paradygmatu jest możliwym bycie substancjalnie bardziej demokratycznym niż SWP, co widać na przykładzie Mandelitów. Niemniej powrót do zwyczajowej niechęci do „marnowania czasu” na propagandę, teorię, edukację i wewnętrzną dyskusję jest trwały. Wersja Mandelitów opiera jedność na wspólnej taktyce i sprawia, że jedność zarówno wewnętrzna, jak i zewnętrzna zależy od zakulisowej dyplomacji między grupami w ramach stałego przywództwa. Problemy związane z tym podejściem są widoczne w napięciach w International Socialist Group/Socialist Resistance w Respect między niemal całkowitym milczeniem na temat różnic politycznych, a następnie nagłym rozłamem; a na większą skalę w bardzo podobnym zachowaniu grupy Sinistra Critica we włoskiej Rifondazione Comunista. Odejście Socialist Resistance z Respect w związku z kwestią szkocką było zaledwie nierozsądne, podczas gdy odejście Sinistra Critica od Rifondazione dotyczyło poważnej, zasadniczej kwestii: włoskich wojsk w Afganistanie. Ale w obu przypadkach wcześniejsza historia dyplomatycznych bloków była przeszkodą dla szerszego zrozumienia.

CPGB

Na tle tej kombinacji CPGB pozostaje, niestety, głosem wołania w puszczy; choć trzeba powiedzieć, że Morning Star i SPEW są znacznie mniej zatrute paradygmatem niż SWP i jej odgałęzienia (WP itp.). Wytrwale argumentowaliśmy przeciwko wszystkim trzem powyższym elementom.

Nasze praktyczne priorytety i decyzje – takie jak nasz magazyn Weekly Worker i jego profil, tworzenie programu i pisanie o naszych opiniach na temat Labour (“Theses on the Labour Party”), jak wzywanie do krytycznego głosowania na różnych podejrzanych semi-lewicowych polityków i tak dalej – odzwierciedlają u podstaw zasadniczo odmienną koncepcję rewolucji i partii. (Nasza zdolność do faktycznego praktykowania alternatywy, poza charakterem gazety, jest poważnie ograniczona przez ograniczone zasoby).

Po pierwsze, rewolucja proletariacka zakłada nie tylko masowe działania wymierzone w państwo, ale i przede wszystkim niezbędne dla jej wybuchu uświadomienie mas o możliwości zaistnienia faktycznej alternatywy dla aktualnego porządku.

Po drugie, wynika z tego, że funkcją niezależnej pracowniczej partii politycznej, w odróżnieniu od związków zawodowych i innych organizacji pracowniczych, nie jest „koordynowanie walk” i „popychanie ich naprzód” w kierunku strajku generalnego. Ma ona raczej szerzyć ideę, że „inny świat jest możliwy”, konkretyzując ją w miarę możliwości w teorii, manifestach wyborczych i wybranych formach kampanii agitacyjnych, które promują socjalizm, a nie tylko sprzeciwiają się tym czy innym skutkom kapitalizmu. Jednocześnie zadaniem partii politycznej jest wspieranie walk, organizacji pracowniczych itd. odkrywając skorumpowany i antydemokratyczny charakter porządku państwowego, poprzez który klasa kapitalistyczna rządzi. Wreszcie, partia polityczna miałaby proponować alternatywę dla wyżej wspomnianego porządku, w której rządziłaby klasa pracująca.

Stąd też uczestnictwo w wyborach i polityce parlamentarnej, wraz z naszą własną prasą i mediami pracowniczymi naprawdę mają znaczenie. Dlatego też klarowność naszej pozycji co do demokracji politycznej, zarówno w kwestii państwa jak i w kwestii ruchu pracowniczego, naprawdę ma znaczenie i nie jest podporządkowana kwestii mobilizacji sił do strajków, akcji ulicznych itp.

Po trzecie, gdyby zadaniem lewicy naprawdę było promowanie „umiarkowanych żądań, ale bojowych działań”, to z jednej strony rozproszenie naszych sił byłoby niefortunne, ale nie katastrofalne: argumentowanie za radykalniejszym bojówkarstwem jest czymś, co każda jednostka w ruchu może zrobić bez organizacji. Z zaś drugiej strony, oczywistą podstawą jedności byłaby rezygnacja z wymyślnych programów itp. i zgoda na zjednoczenie się wokół najprostszych, podstawowych przekonań. Tak właśnie wygląda Anti-Capitalist Initiative.

Jednakże, jeśli zadaniem lewicowej partii politycznej byłoby przedstawianie i konkretyzacja idei, że „inny świat jest możliwy” oraz wspieranie masowego ruchu poprzez delegitymizację porządku państwowego, rozproszenie naszych sił byłoby całkowitą katastrofą. Nie możemy oczekiwać, że ani Labour, głęboko zaangażowany w „brytyjski interes narodowy” i porządek konstytucyjny, ani przywódcy związków zawodowych, którzy politycznie są w najlepszym wypadku lewicowymi laburzystami, wykonają te zadania za nas. Potrzebujemy skutecznych, niezależnych mediów pracowniczych i zorganizowanych zasobów, by je wspierać i rozpowszechniać, a także uczestnictwa w wyborach na podstawie jasnych (nawet jeśli ograniczonych) zobowiązań programowych wobec niezależnych interesów klasy robotniczej. Dlatego też potrzebujemy skutecznej, skrajnie lewicowej jedności opartej na otwartej obronie politycznej niezależności klasy pracowniczej, radykalnej demokracji i proletariackiego internacjonalizmu.

Wynika z tego, że kwestia jedności istniejącej zorganizowanej lewicy naprawdę ma znaczenie. W rezultacie, z jednej strony ideologiczna obrona biurokratyczno-centralistycznych form (większość Workers Power, Spartakusowców i International Marxist Tendency) i wyrzucanie dysydentów (Socialist Workers Party), a z drugiej strony odchodzenie z organizacji, choćby najmniejszych, bez poważnej walki, są faktycznymi zbrodniami przeciwko klasie pracowniczej.

Program

Możliwą, choć nie gwarantowaną, podstawą zjednoczonej partii jest program polityczny. W tej kwestii Workers Power, a nie rozłamowcy, ma rację. Ale jej problemem jest niezrozumienie, że program, by służyć zjednoczeniu, musi być przede wszystkim deklaracją celów lub zadań, z jedynie ograniczonym elementem orientacji strategicznej, a nie opracowaniem precyzyjnej teorii lub taktyki.

Z wysiłków Trockiego, by ocalić dziedzictwo pierwszych czterech kongresów Międzynarodówki Komunistycznej przed stalinowcami, „ortodoksyjni trockiści” tego czy innego rodzaju rozwinęli ideę, że program polityczny musi zawierać punkty teorii, takie jak „permanentna rewolucja” i klasowy charakter byłych reżimów bloku wschodniego; oraz punkty taktyki, takie jak „zjednoczony front” i „żądania przejściowe”. Ortodoksyjni maoiści doszli do podobnych rezultatów inną drogą ideologiczną: poprzez budowę partii „antyrewizjonistycznych”. Rezultatem jest coś co możemy nazwać „zaprogramowaniem”, czyniącym z wszelkiego rodzaju drugorzędnych zagadnień kwestie wymagające rozłamów.

Kiedy towarzysze reagują na tę fałszywą koncepcję programu i partii, nietrudno jest im przejść na przeciwne pozycje: wszystko, co się liczy, to kilka elementarnych zobowiązań moralnych i zaangażowanie w „aktywizm”. Wydaje się, że zrobili tak właśnie nowy rozłam Workers Power. Ale organizowanie się niezależnie od frontów Socialist Workers Party, SPEW i Counterfire na tej podstawie jest sekciarskie: nie ma politycznego uzasadnienia dla kolejnego frontu opartego jedynie na zobowiązaniu do stawiania oporu – nawet z dodanym jako etykietka „antykapitalizmem”.

To właśnie w tym kontekście CPGB nalegało, by polityczną podstawą członkostwa w CPGB, poza płaceniem składek i aktywnym uczestnictwem w organizacjach partyjnych, była  akceptacja programu jako podstawy wspólnych działań. Akceptacja nie oznacza zgody z programem.

Członkostwo nie zobowiązuje do wysokiego poziomu zrozumienia teoretycznych i historycznych osądów, które miały wpływ na treść programu (osądów takich jak krytyka „lewicowego ekonomizmu” omówiona powyżej). Staramy się promować to zrozumienie poprzez naszą prasę publiczną; nie wymagamy jednak od dołączających do nas towarzyszy zdawania egzaminów z tych osądów (lub z marksistowskiej ekonomii politycznej, jak plotkowano, być może fałszywie, o Revolutionary Communist Group z lat 70-tych).

Jest to słuszny i konieczny wniosek. Gdybyśmy poszli drogą żądania większej zgodności teoretycznej jako części podstawy członkostwa, zaprzeczylibyśmy naszym własnym celom. Jest to jednak część kontekstu obecnego rozłamu.

Rezygnujący

Towarzysze z Manchesteru zostali pierwotnie przyciągnięci do CPGB ze względu na naszą demokratyczną praktykę wewnętrzną i odrzucenie sytuacji, w której ruch składał się z konkurujących sekt – ale nigdy nie zrozumieli, że nasza demokratyczna praktyka i odrzucenie systemu sekt są nierozerwalnie związane z naszym odrzuceniem „aktywistycznej” praktyki lewicy i jej lewicowo-ekonomistycznej koncepcji rewolucji. Towarzysze nadal pracowali i myśleli w ramach praktyki „aktywistycznej”. Stąd (między innymi) bardzo ograniczona obecność towarzysza Strafforda na spotkaniach CPGB. Stąd też fakt, że od dość wczesnego okresu zaczął przyjmować polityczne wytyczne od towarzyszy z Manchesteru z Permanent Revolution jako podstawę krytyki linii PCC i większości CPGB.

Ale ta wewnętrzna sprzeczność wyjaśnia, dlaczego towarzysze czuli się niezdolni do faktycznego uargumentowania swojej krytyki i wypracowania alternatywy w ramach CPGB.

Problem polega na tym, że logika krytyki towarzyszy z Manchesteru polegała na odrzuceniu całego projektu CPGB. Jednakże argumentowanie za przekształceniem CPGB w coś bliższego Permanent Revolution byłoby sprzeczne z ich własnymi początkowymi powodami dołączenia do CPGB (byłaby to po prostu droga do utworzenia kolejnej trockistowskiej sekty). Tak więc nigdy nie mogli opracować systemowej alternatywy dla linii politycznej większości lub zdobyć wystarczającej pewności siebie, aby argumentować za taką alternatywą.

Nie wypędziliśmy towarzyszy za to, że nie zgadzali się z nami w omawianych tu kwestiach. Wręcz przeciwnie, zachęcaliśmy ich do argumentowania, rozwijania i publikowania w tym piśmie swoich poglądów. To raczej nieporozumienia wychodzące ze strony rezygnujących towarzyszy doprowadziły ich do opuszczenia naszej organizacji.

Anti-Capitalist Initiative zapewnia pozorne wyjście z tej niemożliwej do przyjęcia sprzeczności. Wydaje się, że ucieka od modelu trockistowskich sekt, zachowując jednocześnie model „aktywistyczny”. W rzeczywistości jednak jest to kolejny wytwór “frontystowskiego” fałszu, który prowadzi donikąd. Miejmy nadzieję, że kiedy towarzysze rzeczywiście tego doświadczą, zostaną skłonieni do samokrytyki w kwestii lewicowo-ekonomistycznego, „aktywistycznego” modelu, który doprowadził do ich wyjścia z CPGB.